Dzisiaj post techniczny a to dlatego, że jak się okazało nie za dobrze wytłumaczyłam tajemnicę montażu. To po pierwsze a po drugie ciekawa jestem Waszych opinii na temat końcówek do wklejania. Tak prawdę powiedziawszy nigdy ich nie użyłam, ładnie wyglądają przyznaję i nawet je kupiłam tak mi się podobają. Mam jednak obawy co do trwałości takiego połączenia, czy tak wykonana biżuteria zwyczajnie nie rozpadnie się prędzej czy później? Powiecie nic nie jest wieczne, ale na co moja praca, czas, oczy wypatrzone przy drobnicy... Puki co pozostaję przy końcówkach z otworem choć przyznam, że ich wybór jest dość niewielki (> 5mm średnicy) nad czym wielce ubolewam. Poniżej przedstawiam krok po kroku jak je osadzam na sznurze lnianym, z którego będą korale z bursztynem, naszyjnik jak kto woli. W podobny sposób postępuję z sznurami koralikowymi.
Rozpoczynam od odmierzenia w tym przypadku 50 nitek długości 60cm i na jednym końcu bardzo ściśle owijam odrębną nitką całość na długości około 4cm.
Zabezpieczam klejem w żelu węzeł na końcu i obcinam nitki w odległości 1-2mm.
Grubą igłą szewską robię po skosie otwór (tunelik:).
Wyjmuję igłę i w jej miejsce montuję haczyk wygięty ze szpilki, której wcześniej odcięłam łepek.
Zaciskam koniec haczyka.
Zakładam końcówkę.
Oczko (loop) i już. Wybaczcie, kręconych nadal się uczę.
I jeszcze tylko sposób na sprężynki bo czytałam, że dziewczyny paznokcie sobie łamią. Im głębiej wkładam igłę tym bardziej otwiera się sprężynka. Zdarzy się oczywiście, że zeskoczy i wtedy...żegnaj sprężynko...
Montuję zapięcie i gotowe korale do kompletu z
bransoletką, którą chwilę temu prezentowałam :)
Kilka skrótów myślowych okraszonych fotkami ale mam nadzieję, że można zrozumieć co napisałam... i że komuś się to przyda...
Pozdrawiam -
floressy.
PS. Pomysł na biżuterię z lnu nie jest mój, latem bardzo wielu sprzedawców oferowało na A...
podobną, jednak na
połączenie bielonego lnu i bursztynu wpadłam sama. Co do wykonania - jestem samoukiem, metodą prób i błędów doszłam do tego co przedstawiłam.